wtorek, 23 kwietnia 2013

Mój mały Mt. Everest

Weekend spedzony dość aktywnie:). W sobotę pierwszy raz od dwóch miesięcy przebiegnięty dystans ok 23 km:). Z czego jestem baaardzo zadowolona, może jednak wystartuję w tym półmaratonie:).

Niedziela. Miał być Rogów Opolski ze Słodziakiem, ale jemu się zebrała ekipa do treningu na kolażówce, to co mu będę bronić ;] - Rogów nie ucieknie, a ekipę ciężko uzbierać. Ale żeby sama nie siedzieć w domu i nie rozpaczać nad kolejną samotną niedzielą stwierdziłam, że też gdzieś się pokręcę. Wyszło trochę wiecęj niż się spodziewałam - 100 km :D! Wynikało to parę razy z mojej, jak się jednak okazało, nie takiej genialnej;], orientacji w terenie. W lesie zamiast pięknie pojechać prosto na Kamień Śląski, to gdzieś pobłądziłam i dojechałam do Tarnowa Opolskiego, trochę musiałam jechać krajową, obserwując ciężko pracujące panie przy drodze w rejonach miejscowości Walidrogi (nazwa zobowiązuje ;p). W Kamieniu przystanek na sałatkę i pojechałam dalej na legendarną, wśród opolskich rowerzystów, Górę św. Anny, nie zrażona opowieściami o wykańczających podjazdach. Oczywiście szybko się przekonałam o mocy tych podjazdów, a słabości moich nóżek. Nie jestem żadnym pro, wyścigi MTB może innym razem ;). Głównie pedałowałam pod górę, ale bez oszukiwania powiem, że były momenty, że troszkę odciążałam rower z mojego zadka, niech też odpocznie:).

Ale wjechaliśmy, zjazd był czymś cudownym i też mającym pewien dreszczyk emocji (bo mój rower ma już swoje lata, bo hamulce nie są takie niezawodne, a zjazd wąską kamienną ścieżką, aż się prosi o dziurę w dętce). Droga powrotna była już trochę cięższa, znowu gdzieś zbłądziłam, ale odpuściłam sobie kombinowanie z lasami. Chciałam jak najszybciej dojechać do domku. Dwie godziny pedałowania non stop, momentami już totalnie brak siły na cokolwiek. Ale wróciłam cała i zdrowa, wieczorem dla rozruszania sie poszliśmy ze Słodziakiem biegać ok.  9 km. (oni na kolażówkach też z 80 km zrobili, tylko w 3 godziny, a nie tak jak ja w 6 :D). Zadowolona jestem bardzo, że mi się udało, bo ta Góra się za mną ciągneła od mięsiecy. Chciałam jechać z kimś, ale fakt, że dotarlam tam sama pokazał mi, że nie muszę się bać, że sobie nie będę dawać rady na wycieczkach. Trochę się pogubiłam, ale dotarłam z moją narysowaną mapką ;p. Pokonałam swoj malutki Everest i nagle świat po raz kolejny wydaje się być jakiś taki mniejszy.

Blotko w lesie momentami zmuszało do zsiadanie z roweru

Droga rowerowa na Tarnów Opolski


Kamień Śląski

Pierwszy podjazd na Górę Św. Anny


W tle widać Kościół na Górze Św. Anny:)


Prowizoryczna mapka ;], jakioś mniej więcej musiałam wiedzieć jak jechać, a internetu w komórce nie posiadam ;p.


2 komentarze:

  1. fajna mapa:) powodzenia sportowego:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehe, jakoś sobie trzeba radzić ;]. Dziękuje i wzajemnie, akurat Twoje sportowe i kulinarne sukcesy śledzę od dłuższego czasu:)

    OdpowiedzUsuń