sobota, 29 czerwca 2013

Treningowy Prószków

Szybka przejażdżka do Prószkowa, miało być spokojnie, ale czułam się na siłach to sobie zrobiłam bardziej treningowo :). Rezultaty poniżej. Po powrocie zjadłam pyszną zupkę grzybową z kaszą (przepis podam już dziś) i popiłam własnym sokiem pomarańczowym - smakuje o niebo lepiej niż te ze sklepu, nawet gdy jest niedosładzany. Po przyjemnościach czas na trochę obowiązków - dom sam się sobą nie zajmie ;]


Prószków


Piękne widoki na zjeździe za Prószkowem



Sweet focia a'la Szymonbike - tylko mniej PRO ;]

Dzisiejszy trening (bez pieska widać różnicę w cyferkach ;)


Idealny posiłek zaraz po treningu



Przywołujemy słońce

Wczoraj koncert w ciepłych klimatach - Balkan Beat Box. Amerykańsko - serbski zespół wprowadził nas w wakacyjny nastrój (chociaż tyle, bo pogoda jak zwykle rozczarowała..:( ). W końcu nasz Opolski amfiteatr zaoferował też coś dla nas młodych, a nie tylko organizowano tę przestrzeń pod kabarety czy muzykę dla starszych pokoleń Opolszczyzny ;]. Chociaż przyznam, że młodzież, tudzież nawet dzieci oczekujące zapewne na Grubsona, z którego my bardzo szybko uciekliśmy, też trochę dziwiły, no ale chodzi się na takie wydarzenia dla muzyki, prawda;]?

No więc zamieszczam kilka fotek z koncertu i zapraszam do zapoznania się z utworami Balkan Beat Box :)








piątek, 28 czerwca 2013

Powrót do życia

No dobra, mogę powiedzieć, że powolutku wracam do żywych. Posiedziałam trochę w domu, poobijałam się oglądając "Necessary Roughness" i grając w The Sims 3 ;];]. Taka dorosła baba też czasem musi się poczuć jak dziecko:). Faktycznie po dwóch dniach takiego relaksu ogarnęłam się, zajęłam domem, psiakiem, tworzeniem planów na najbliższe dni. Nie było żadnego spinania się z treningami, czysty relaks. Rowerek jedynie z psem lub do pracy Słodziaka w celu dostarczenia jedzonka, które też namiętnie ostatnio gotowałam :). Znalazłam swój spokój i mam nadzieję, że zagości on troszkę dłużej w moim życiu :).


Z ostatniej wizyty ze Słodziakiem na lotnisku w Polskiej Nowej Wsi
W drodze powrotnej dołączył się do nas beagle, który potrafił zasuwać z prędkością 40 km/h !! I to przez dłuższą chwilę! Takie mieć tempo w bieganiu :)


Po wyciecze zgrzeszyliśmy w Mc'donaldzie - bo nie zawsze musi być zdrowo ;]
A, że było to na dzień po świętowaniu obrony to kacyk zażądał śmieciowego żarełka :)



Tu wspomniany zestaw do pracy dla Słodziaka:
koktajl truskawkowy, pomidorki, kanapka, pesto szpinakowe i babeczki z truskawkami i borówkami (miałam tego dnia duuuży flow na gotowanie ;)


Dziś zabrałam Kovu na orzeźwiającą kąpiel




Jak wygląda taki trening z psiakiem? Zamieszczam poniżej, wiadomo, że tempo nie rzuca na kolana, no ale ktoś musi psiaka spowalniać, bo on sobie sił sam nie rozłoży. Zresztą widać na międzyczasie, że najszybciej biegnie na pierwszych km, zawsze tak jest ponieważ głupolek nad swoją ekscytacją nie potrafi zapanować:)





I tak to na razie leci nam spokojnie czas, w naszej....Bike'owej Krainie :)




wtorek, 25 czerwca 2013

Polenta z sosem pomidorowym

Czymże ta polenta w ogóle jest? Jest to na ogół danie z kaszki kukurydzianej (lub mąki kukurudzianej) z różnymi dodatkami, ja tutaj prezentuję wersję najbardziej popularną czyli z serem i sosem pomidorowym.

300 g kaszki kukurydzianej (2 szklanki)
2 l wody
2 puszki pomidorów krojonych w zalewie (ja miałam jedną więc zrobiłam mix z pomidorami suszonymi oraz koktajlowymi)
60 ml oliwy
4 drobne posiekane ząbki czosnku
125 g (szklanka) startego parmezanu
sól
pieprz
bazylia

Polenta:
* Do wody zagotowanej w dużym garnku powoli dodajemy kaszkę ciągle mieszając
* Zmniejszamy ogień i gotujemy kaszkę ok 45-50 minut, często mieszając
* Skrapiamy wodą dużą blachę
* Rozprowadzamy na blasze kaszkę na grubość ok. 1 cm i zostawiamy do wystygnięcia


Sos:
* Na oliwę rozgrzaną na dużej patelni wrzucamy drobno skrojony czosnek i smażymy 3-4 min.
* Dodajemy pomidory,przyprawiamy solą, pieprzem , bazylią i dusimy do zgęstnienia (ok. 20 min.)
* Ostudzoną polentę delikatnie kroimy na dowolnego kształtu kawałki
* W naczyniu żaroodpornym nasmarowanym delikatnie oliwą rozkładamy kawałki polenty obok siebie i polewamy sosem pomidorowym i posypujemy parmezanem
* W piekarniku pieczemy 15-20 min. do roztopienia sera


Na zdjęciu wersja bez sera - skończył się ;] 
(te z serem poszły dla Słodziaka do pracy i nie zdążyłam zrobić zdjęć)

Pending..

Jak w tytule, nadal oczekuję, na przypływ weny do pisania, ale raczej ogólnie powrotu na dawne tory. Ale miałam po obronie krótkie wariactowo i w sumie mało czasu dla samej siebie i chyba tego troszkę potrzebuję. Były super ostatnie dni i dość intensywne, ciągle jak zwykle się coś działo. Ze Slodziakiem dużo fajnego czasu spędzonego. Ale teraz potrzebuję po prostu na chwilkę od wszystkich i wszystkiego odpocząć. Nie robić nic..Żadnego sprzątania bo muszę, żadnego trzaskania 30-40 km, bo muszę, żadnego gotowania super potraw, czy pisania na blogu na bieżąco..Nic nie muszę. Chcę sobie zniknąć na chwilkę, nabrać świeżego oddechu i znowu wrócić. To znikanie pewnie potrwa 3-4 dni, ale wiadomo, że może dać moc ;].

Na tymczas, co tam ostatnio było słychać:

Pierwsza próba wyprawy do Kamienia Śląskiego i spotkane bardzo urokliwe strachy na wróble:


W połowie drogi przegonieni zostaliśmy jednak z powrotem do domu przez odgłosy nadchodzącej burzy (ale 39 km zrobione:D)


W kilka dni później udało się do tego Kamienia dojechać (nieważne, że miała to być wyprawę na Górę św.Anny- pewnie kolejnym razem się uda;p) - 49 km na liczniku:)


A tak poza tym..nie udało mi się wziąć udziału w triatlonie, czego baaardzo żałuje, tak więc znalazłam alternatywę i wybrałam się do parku na Bolko, w celu świętowania 60-lecia opolskiego zoo. Pomagałam wraz z moim Kovu przy stoisku schroniska i pokazywalismy, że adopcja bardzo nam się opłaciła. Były też przeróżne pokazy i koncerty tego dnia na polanie.



Pokazy ze szkoły tresury (więcej TUTAJ)


Można było oglądać pokazy sokolnictwa 



oraz ujeżdżania


Kovu był podrywany przez dwie ślicznotki ze schroniska


A ogólnie zabawa i towarzystwo były bardzo przednie :)




sobota, 22 czerwca 2013

WAKACJE :D

Miałam małą przerwę ;), wynikało to z przygotowań do obrony, ale na szczęście już konieć, bo się obroniłam :D!!

Na razie tylko kilka fotek z obrony, ale już wkrótce nadrobię zaległe posty z ostatnich wydarzeń, m.in
- Opole Masa Krytycza (oj daaaawno to było już :D)
- Akcja WSTAŃ I JEDŹ
- Wyjazd na Rychleby
- 60-lecie naszego Opolskiego zoo

i kilka nowych przepisów. Obiecuję, już wkrótce nadrobić to wszystko :)!


Ucieszona, że juz po czekam na wyniki :)

Pierwsze wakacyjne piwko, zaraz po obronie, a jeszcze przed wynikami



Wszyscy obronieni !!


Prezent od Słodziaka za obronę, już wzbudza zainteresowanie Kovu - w końcu też wilczek :)



I pora na drugie piwko i porządny obiadek...


I świętowanie ze znajomymi...


..do późnej nocy (albo wczesnego ranka ;])





sobota, 15 czerwca 2013

Na śpiocha

Tak wcześnie rano w niedzielę to skandal :D. Ale chcemy się zebrać na wycieczkę rowerową na czeskie Rychlebskie ścieżki, więc trzeba się poświęcić..:).

W związku z tym szybkie śniadanko, prysznic, spacer z psem i jedziemy. Dobrze, że w końcu zapowiada się porządna pogoda:).

A tak na uśmiech wczorajszy nowo poznany kolega na przejażdżce z Kovu:




Dzień powoli mija

Puste okienko Worda dalej przeraża i jakoś przemowa na licencjat napisać się nie chce, a pogoda tak kusi....

Jedna krótka przejażdżka już była. W celu dopompowania koła i dokarmienia Słodziaka :).
Zestaw jedzonka na 12 h pracy prezentował się tak:

Koktajl z truskawek i banana,  kasza gryczana z dhalem (PRZEPIS), bułeczka z rukolą, pomidorem, mozarellą, jajkiem i bazylią oraz obowiązkowe żelki Haribo :)

Ja natomiast też sobie doładowałam bateryjki prostym przepisem idealnym na taką pogodę:

jogurt z truskawkami i bananem


Proste, a jakie sycące :)

A teraz wracam do pracy..

Sobotę czas zacząć

Sobota to nie wiem jakoś zawsze tak mi się kojarzy z dniem, w którym trzeba wszystkie zaległości całego tygodnia nadrobić, zrobić wielkie porządki w domu, zakupy - najlepiej na cały miesiąc - i taka cała lista się tworzy. U mnie często nie jest lepiej, chociaż czasem mam wrażenie, że każdy dzień dla mnie jest sobotą. Dlatego planuję się troszkę bardziej zorganizować, wpleść pewne stałe punty to planu dnia, aby każdego dnia robić coś po troszku, ażeby właśnie taka sobota nie była dniem horroru, ale była przyjemnie podzielona na obowiązki i czas dla siebie. Jakby to rozwiązać? Zasugeruję się troszkę pomysłem z tego bloga POMALUTKU, gdzie autorka świetnie tworzy listę zadań pod siebie i próbuje przez 21 dni zrobić z tych czynności swój codzienny nawyk. Moja lista będzie mieć troszkę inną formę, wiadomo każdy robi tego typu rzeczy na swoje potrzeby.

A tymczasem, mam sobotę z zaległościami. Pranie czeka. Dzień rozpoczęty, jak zwykle śniadaniem, które spokojnie syci na parę godzin.

resztki serka wiejskiego z rzodkiewką, chlebek z serem, rukolą i pomidorkami i jajka na miękko

A potem oczywiście zakupy, może krótka przejażdżka z psem i najważniejsze na koniec ^^ - nauka do pracy licencjackiej...:/... Tak bardzo chcę mieć już tę obronę z głowy. 

Życzę wszystkim udanej soboty - takiej dla siebie :)

piątek, 14 czerwca 2013

Skradziony Dhal

Skradziony bo z TEGO przepisu.

Czym ten Dhal (Dal) tak w ogóle jest? Jest to danie z kuchni indyjskiej przyrządzane z roślin strączkowych i różnych dodatków. Ta wersja jest sporządzona w postaci curry.

2 kalarepy
0,5 kg buraczków (ja kupiłam takie Lidlowe już ugotowane)
botwinka
1,5 szklanki suchej soczewicy
1 mały słoiczek przecieru pomidorowego
łyżka curry
łyżeczka kuminu
łyżeczka kolendry
łyżeczka imbiru (ja dodałam z przyprawy)
3 ząbki czosnku
sok z 1 cytryny
natka pietruszki
chilli (również przyprawa)
oliwa
sól

* Soczewicę zalewam wodą i moczę przez noc
* Następnie gotuję na małym ogniu ok. 5-10 minut (pamiętać o ściąganiu piany)
* W tym czasie na patelni podgrzewam olej/oliwę i prażę curry, kumin i kolendrę - ok. 5 min.
* Następnie dodaję do przypraw pokrojoną w kostkę kalarepę i równiez podgrzewam kilka minut
* Kolejne dorzucane są buraczki, pokrojone w plastry i także podgrzewane kilka minut
* Po chwili dodaje soczewicę wraz z wodą, w której się gotowała, solę potrawę i gotuję ok. 10 min.
* Dodaję pokrojoną botwinkę (kilka listków zostawiam do ozdoby), przecier, sok z cytryny oraz czosnek i jeszcze kilka minut gotuję na małym ogniu
* Doprawiam chilli, posypuję pietruszką i botwinką
* Podaję z kaszą

Przyznam, że bałam się tego przepisu, ale danie wyszło na prawdę pyszne i zdrowe. Została mi spora porcja, więc obiad na jutro mam już zapewniony :).



Różowa pantera wyprowadzona

Dziś rowerowo, bo i pogoda dopisała. Z rana po pysznym gofrowym śniadanku. Było parę obowiązków do wykonania, ale potem przed egzaminem na uczelni postanowiłam przejechać się moją różową panterką. Była to typowa przejażdżka, bo wyszło 11,66 km w ok. 43 min. , więc tempo wolniutkie 16,3 km/h. No ale akurat na rozgrzanie przed testem. W drodze na uczelnię spotkałam kolegów, a że mieliśmy jeszcze chwilę do 15 to weszliśmy na szybkie piwko - na lepsze myślenie ;].



Jak się okazało, pod naszą uczelnią była jakaś wielka uroczystość. Po chwili dowiedzieliśmy się, że postawiono kolejny pojemnik i stąd też takie świętowanie. Ale to mnie mało obchodziło. Na potrzeby imprezy przenieśli mi stojak na rowery na półpiętro, więc trzeba było go tachać po schodach - z ortezą mogę po nich wejść, mogę jeździć na rowerze, ale kombinacja całej tej trójki mogła skutkować kolejnym złamaniem - na szczęście koledzy okazali się jak zwykle pomocni :). 


Po dwóch godzinach egzaminu, dość męczącego, szybkie jedzonko w domu (pozostałości po śniadaniu:) - chyba polubię tą słoną wersję gofrów :D

Gofry z ogórkiem, rzodkiewką i serkiem wiejskim ( PRZEPIS)

Szybki wypad do pracy, a potem, żeby nie czuła się zaniedbana, pomarańczowa Orbea też musiała zostać wyprowadzona na przejażdżkę, tym razem do Prószkowa (22,18 km w 1 godz. - więc i tempo lepsze). 

Pora już niby późna, ale pewnie jeszcze rowerek jakiś dzisiaj będzie, albo miasto, albo krótko z psiakiem. Szkoda tak w domu siedzieć,w  końcu całą zimę prawie się przesiedziało :).