Biegło mi się bardzo wygodnie, obawy, że pas będzie latał, ściskał za mocno, lub jeden drugiemu przeszkadzał nie sprawdziły się, a i wyglądało się bardziej PRO ;].
środa, 24 kwietnia 2013
Magazynki załadowane
W sobotę biegłam 23 km, w dość ciepły dzień, stwierdziłam, że pora wypróbować pas, który dostałam od Słodziaka. Ale jest w nim miejsce tylko na bidon i komórkę,a gdzie jeszcze schować klucze i banana na doładowanie w trasie:) (ahh Ci producenci ubrań mogli by w końcu się domyśleć i brać przykład z kolarskich ciuszków i robić o wiele więcej kieszonek). Ostatecznie, jako że szłam na wybieganie z psem (kolejny pas), przypięłam do niego sakiewkę i efekt końcowy wyglądał tak:
wtorek, 23 kwietnia 2013
Sałatka na szybciocha
Tę sałatkę robi się strasznie szybko. Ja ją właściwie pamiętam od zawsze :D,z mamą kiedyś z braku laku taką stworzyłyśmy i teraz na szybkie jedzonko jest jak znalazł.
puszka czerwonej fasoli
puszka groszku
tuńczyk w oleju
kapusta pekińska lub sałata lodowa
papryka
6-7 ogórków konserwowych
przyprawy wg uznania (ja robię własny winegret)
oliwa
Przepis banalnie prosty rzeczy z puszek płuczemy i wrzucamy do miski, tuńczyka odsączamy i też do michy, paprykę, kapustę i ogórki kroimy drobno i dorzucamy do reszty. Na koniec przyprawiamy i tak naprawdę sałatka w 5 min jest gotowa:).
Mnie dobrze syciła przez całą niedzielną wyprawe:)
puszka czerwonej fasoli
puszka groszku
tuńczyk w oleju
kapusta pekińska lub sałata lodowa
papryka
6-7 ogórków konserwowych
przyprawy wg uznania (ja robię własny winegret)
oliwa
Przepis banalnie prosty rzeczy z puszek płuczemy i wrzucamy do miski, tuńczyka odsączamy i też do michy, paprykę, kapustę i ogórki kroimy drobno i dorzucamy do reszty. Na koniec przyprawiamy i tak naprawdę sałatka w 5 min jest gotowa:).
Mnie dobrze syciła przez całą niedzielną wyprawe:)
Mój mały Mt. Everest
Weekend spedzony dość aktywnie:). W sobotę pierwszy raz od dwóch miesięcy przebiegnięty dystans ok 23 km:). Z czego jestem baaardzo zadowolona, może jednak wystartuję w tym półmaratonie:).
Niedziela. Miał być Rogów Opolski ze Słodziakiem, ale jemu się zebrała ekipa do treningu na kolażówce, to co mu będę bronić ;] - Rogów nie ucieknie, a ekipę ciężko uzbierać. Ale żeby sama nie siedzieć w domu i nie rozpaczać nad kolejną samotną niedzielą stwierdziłam, że też gdzieś się pokręcę. Wyszło trochę wiecęj niż się spodziewałam - 100 km :D! Wynikało to parę razy z mojej, jak się jednak okazało, nie takiej genialnej;], orientacji w terenie. W lesie zamiast pięknie pojechać prosto na Kamień Śląski, to gdzieś pobłądziłam i dojechałam do Tarnowa Opolskiego, trochę musiałam jechać krajową, obserwując ciężko pracujące panie przy drodze w rejonach miejscowości Walidrogi (nazwa zobowiązuje ;p). W Kamieniu przystanek na sałatkę i pojechałam dalej na legendarną, wśród opolskich rowerzystów, Górę św. Anny, nie zrażona opowieściami o wykańczających podjazdach. Oczywiście szybko się przekonałam o mocy tych podjazdów, a słabości moich nóżek. Nie jestem żadnym pro, wyścigi MTB może innym razem ;). Głównie pedałowałam pod górę, ale bez oszukiwania powiem, że były momenty, że troszkę odciążałam rower z mojego zadka, niech też odpocznie:).
Ale wjechaliśmy, zjazd był czymś cudownym i też mającym pewien dreszczyk emocji (bo mój rower ma już swoje lata, bo hamulce nie są takie niezawodne, a zjazd wąską kamienną ścieżką, aż się prosi o dziurę w dętce). Droga powrotna była już trochę cięższa, znowu gdzieś zbłądziłam, ale odpuściłam sobie kombinowanie z lasami. Chciałam jak najszybciej dojechać do domku. Dwie godziny pedałowania non stop, momentami już totalnie brak siły na cokolwiek. Ale wróciłam cała i zdrowa, wieczorem dla rozruszania sie poszliśmy ze Słodziakiem biegać ok. 9 km. (oni na kolażówkach też z 80 km zrobili, tylko w 3 godziny, a nie tak jak ja w 6 :D). Zadowolona jestem bardzo, że mi się udało, bo ta Góra się za mną ciągneła od mięsiecy. Chciałam jechać z kimś, ale fakt, że dotarlam tam sama pokazał mi, że nie muszę się bać, że sobie nie będę dawać rady na wycieczkach. Trochę się pogubiłam, ale dotarłam z moją narysowaną mapką ;p. Pokonałam swoj malutki Everest i nagle świat po raz kolejny wydaje się być jakiś taki mniejszy.
Blotko w lesie momentami zmuszało do zsiadanie z roweru
Kamień Śląski
Niedziela. Miał być Rogów Opolski ze Słodziakiem, ale jemu się zebrała ekipa do treningu na kolażówce, to co mu będę bronić ;] - Rogów nie ucieknie, a ekipę ciężko uzbierać. Ale żeby sama nie siedzieć w domu i nie rozpaczać nad kolejną samotną niedzielą stwierdziłam, że też gdzieś się pokręcę. Wyszło trochę wiecęj niż się spodziewałam - 100 km :D! Wynikało to parę razy z mojej, jak się jednak okazało, nie takiej genialnej;], orientacji w terenie. W lesie zamiast pięknie pojechać prosto na Kamień Śląski, to gdzieś pobłądziłam i dojechałam do Tarnowa Opolskiego, trochę musiałam jechać krajową, obserwując ciężko pracujące panie przy drodze w rejonach miejscowości Walidrogi (nazwa zobowiązuje ;p). W Kamieniu przystanek na sałatkę i pojechałam dalej na legendarną, wśród opolskich rowerzystów, Górę św. Anny, nie zrażona opowieściami o wykańczających podjazdach. Oczywiście szybko się przekonałam o mocy tych podjazdów, a słabości moich nóżek. Nie jestem żadnym pro, wyścigi MTB może innym razem ;). Głównie pedałowałam pod górę, ale bez oszukiwania powiem, że były momenty, że troszkę odciążałam rower z mojego zadka, niech też odpocznie:).
Ale wjechaliśmy, zjazd był czymś cudownym i też mającym pewien dreszczyk emocji (bo mój rower ma już swoje lata, bo hamulce nie są takie niezawodne, a zjazd wąską kamienną ścieżką, aż się prosi o dziurę w dętce). Droga powrotna była już trochę cięższa, znowu gdzieś zbłądziłam, ale odpuściłam sobie kombinowanie z lasami. Chciałam jak najszybciej dojechać do domku. Dwie godziny pedałowania non stop, momentami już totalnie brak siły na cokolwiek. Ale wróciłam cała i zdrowa, wieczorem dla rozruszania sie poszliśmy ze Słodziakiem biegać ok. 9 km. (oni na kolażówkach też z 80 km zrobili, tylko w 3 godziny, a nie tak jak ja w 6 :D). Zadowolona jestem bardzo, że mi się udało, bo ta Góra się za mną ciągneła od mięsiecy. Chciałam jechać z kimś, ale fakt, że dotarlam tam sama pokazał mi, że nie muszę się bać, że sobie nie będę dawać rady na wycieczkach. Trochę się pogubiłam, ale dotarłam z moją narysowaną mapką ;p. Pokonałam swoj malutki Everest i nagle świat po raz kolejny wydaje się być jakiś taki mniejszy.
Blotko w lesie momentami zmuszało do zsiadanie z roweru
Droga rowerowa na Tarnów Opolski
Kamień Śląski
Pierwszy podjazd na Górę Św. Anny
W tle widać Kościół na Górze Św. Anny:)
Prowizoryczna mapka ;], jakioś mniej więcej musiałam wiedzieć jak jechać, a internetu w komórce nie posiadam ;p.
sobota, 20 kwietnia 2013
Nocne treningi
Bo trening to też może być zabawa, czyli nocna wyprawa do Prószkowa, 30 km, straszne dźwięki na polach i rysowanie światłem:)
Obowiązki
Bo są takie dni, ze czasem trzeba troszeczkę się ogarnąć życiowo i nadrobić trochę zaległości:). Nade mną wisi widmo pracy licencjackiej, nad moimi zwierzakami jak widać...co najwyżej promienie wiosennego Słońca :)
Sałatka z "Runnersa"
Jestem zbyt leniwa żeby przepisywać cały przepis, a i zdjęcia nie zdążyłam zrobić, ale z ręką na sercu polecam tę sałatkę po ciężkich treningach jest pyszna i sycąca ( u mnie po niedzielnym treningu była), zostało jeszcze na następny dzień.
Triathlonowe treningi ?
Ostatnio zauważyłam, że zdarzają mi się dni, że robię dwa treningi, świadomie bądź też nie ;].
Zeszła niedziela, po Ulicy Kultury zdecydowanie była samotnym sportowym treningiem.
55 km wyprawa do Niemodlina
Zeszła niedziela, po Ulicy Kultury zdecydowanie była samotnym sportowym treningiem.
55 km wyprawa do Niemodlina
Zakończona 10 km wieczornym biegiem:). Zakwasów nie było, za to oczywiście było dowalanie sobie, że wcale tak dobrze trening nie poszedł, że mogło być lepiej. Bo w końcu Piotrek w ten sam dzień zrobił na kolażówce 200 km w 7 godz, a Paweł pokonał tę samą trasę do Niemodlina w 2 godziny, a nie tak jak ja 3,5. Rozsądna argumentacja, typu, że oboje jechali na kolarzówkach, a ja na wiekowym rowerku, bądź sam fakt, że oni są facetami, zdawał się do mnie nie docierać:).
Dwa dni temu natomiast to już był iście triathlonowy trening. Standardowo jazda rowerem na uczelnię, o godz 18:45 spotkanie z Maratończykami i bieg (10 km) trasą maratonu opolskiego tempem ok 5,5-6,0 min/km (co dla mnie było dość wysokim tempem zważając na fakt, że to może 12 trening od powrotu z kontuzji,a noga dalej boli), 40 minut po bieganiu już byliśmy ze Slodziakiem w drodze na basen i próbowaliśmy uczyć mnie pływania kraulem :). Trochę już nie mieliśmy siły na to pływanie, więc wyszło może z 0,5 km. Zakwasów o dziwo nie było na następny dzień, ale za to czwartki pretendują do zostania własnie takimi triathlonowymi czwartkami, za tydzień kolejny bieg z maratończykami ulicami Opola:)!
Ulica Kultury
Tydzień temu byłam dość mocno zajęta pomocą w organizacji Ulicy Kultury w Opolu, jako wolontariuszka.
Dużo się działo przez te trzy dni.Na czym polega cała idea? Więcej informacji tutaj.
Były koncerty, były warsztaty, było kino, były afterparty :).
Moim głównym zadaniem było fotografowanie większości eventów, takich jak np. Literacki Fashion Day w Bibliotece Miejskiej.
Dużo się działo przez te trzy dni.Na czym polega cała idea? Więcej informacji tutaj.
Były koncerty, były warsztaty, było kino, były afterparty :).
Moim głównym zadaniem było fotografowanie większości eventów, takich jak np. Literacki Fashion Day w Bibliotece Miejskiej.
Wernisaż wystawy "Nie czytasz? Nie idę z Tobą do łóżka", organizowany w Studenckim Centrum Kultury
Akcja "Nie czytasz? Nie idę z Tobą do łóżka".
Zdjęcia z samych warsztatów
No i te najlepsze czyli prywatna kolekcja :)
ZAPRASZAMY ZA ROK!!!!
Z bakłażanem i suszonymi pomidorami
Coś smacznego na lekką kolację po treningu:).
2 nieduże bakłażany
10 dag rukoli (ja zwykłą sałatę lodową wzięłam)
słoiczek suszonych pomidorów
2 pomidory
2 łyżeczki słonecznika
3 ząbki czosnku
oliwa
łyżka octu balsamicznego
sól, pieprz
* Bakłażany pokroić w cienkie plasterki, posypać solą, odstawić na 15 minut, następnie opłukać, osuszyć. Czosnek obrać, przecisnąć przez praskę.
*Na patelni rozgrzać 2-3 łyżki oliwy, zeszklić połowę czosnku. Włożyć plastry bakłażana, smażyć ok. 15 min z obu stron na rumiano. Zdjąć z patelni, ostudzić
*Słonecznik uprażyć na suchej patelni. Pomidory opłukać, pokroić w kostkę. Sałatę umyć, osuszyć. Suszone pomidory osączyć ( zalewę zachować), pokroić w paski. Połączyć bakłażany, sałatę i oba rodzaje pomidorów.
*W occie balsamicznym rozpuścić szczyptę soli, dodać resztę czosnku oraz pieprz. Wlać 2-3 łyżki oliwy z suszonych pomidorów i mieszać aż powstanie aksamitna emulsja
*Sałatkę polać sosem, dobrze wymieszać. Posypać słonecznikiem.
SMACZNEGO:)!!!
Wiosna w końcu przybyła :)
Strasznie długo mnie nie było, wiązało się to z dość dużą ilością treningów, Ulicą Kultury (zdjęcia w kolejnym poście) i nadrabianiem zaległości na uczelni. Ale treningi były jak najbardziej. Gotowanie również:).
Przy pierwszej okazji jak mieliśmy oboje wolne i było ciepło pojechaliśmy ze Słodziakiem w końcu razem na rowery na Wyspę Bolko.
Przy pierwszej okazji jak mieliśmy oboje wolne i było ciepło pojechaliśmy ze Słodziakiem w końcu razem na rowery na Wyspę Bolko.
Bieganie też bardzo ładnie wróciło o czym świadczą wyniki na endomondo:
Kovu jeszcze mi w tym bieganiu towarzyszy ale nie na długo, bo zaczynają się upały i jednak, mimo jego najszczerszych chęci, bycie psem północy nie pozwala mu na taki wysiłek przy takich temperaturach, a ja jeśli mam zamiar przebiec półmaraton musze zacząć trenować w takich porach jakich ma się on odbyć czyli mniej więcej samo południe, bo przebiegana zima to jedno, ale truchtanie gdy powietrze zdaje się nie mieć ani grama tlenu w sobie, to dodatkowo kwestia, z którą trzeba oswoić swój organizm.
Subskrybuj:
Posty (Atom)