sobota, 8 czerwca 2013

Jak to jest być na fali powodziowej

Oczywiście fali nie było, nawet stanu przed powodziowego jakoś niespecjalnie. Ale na łajbie trzeba było się stawić, czy noga złamana czy też nie :). A o co konkretnie chodzi? O rzecz tak prozaiczną jak ostatnie zajęcia z seminarium. Żeby o zawał serca przyprawiły nas nie tylko wyniki naszych prac, promotor zdecydował się zabrać nas na smoczą łódź. Strachu trochę było, bo co jak co ale w drużynowych aktywnościach nie sprawdzam się najlepiej, chyba mimo wszystko do siebie mam najwięcej zaufania i cierpliwości - nigdy bym nie była dobrym nauczycielem.

Po 8 km i dwóch godzinach pakowania wiosłem na jedną rękę, marudzenia na siebie nawzajem pokonaliśmy Odrę i daliśmy pstryczka w nos wszystkim, którzy uważają, że nic nie zrobią, bo padało, bo pogoda, bo rzeka wysoko. Przebiegałam całą zimę i wielokrotnie jeździłam w deszczu, nie wiem czy to ja jestem nienormalna, czy oni :).

Tak czy tak, praca oddana - teraz powinnam ją poprawiać,a  nie nadrabiać zaległości na blogu, ale co się odwlecze....;]




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz